autor nieznany
Gdybym mogła od nowa wychować swoje dziecko,
zbudowałabym najpierw jego wiarę w siebie, bo dopiero potem zbudować nasz dom.
Częściej malowałabym z nim, niż groziła mu, gdyby coś zmalowało,
a zamiast ustawicznie pouczać, uczyłabym je nie ustawać.
Nie troszczyłabym się tak o jego spóźnienia,
lecz starała się nie spóźniać z okazaniem mu troski.
Nie dbałabym też o to, by zawsze wiedzieć lepiej,
lecz lepiej wiedziała, kiedy o nie zadbać.
Wybralibyśmy się na więcej wspólnych wypraw
i wyprawili z wiatrem więcej latawców.
Przestałabym bawić się w ważniaka i traktowała zabawę z nim poważnie.
Przebieglibyśmy więcej pól i częściej spoglądali w gwiazdy.
Nie gromiłabym go bezwzględnym spojrzeniem,
lecz tuliła bez względu na wszystko.
W żołędziach starałabym się widzieć dęby.
Mniej byłabym dla niego twarda, by bardziej móc je utwierdzać.
I tak, zamiast wykształcić w nim miłość do potęgi,
przekonałabym go o potędze miłości.